Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku czeka na każdy okruch pamięci. Początek tej historii miał dla mnie miejsce 11 stycznia 2013 r. W ten mroźny i śnieżny dzień spotkałem się wieczorem ze Stanisławem Szymajdą. Przyjechałem do niego po jego wcześniejszej deklaracji przekazania pamiątek dla Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. W jego mieszkaniu czekały już na mnie dwie stare skrzynie.
Szybko okazało się, że nie są to zwykłe skrzynie, lecz kufry podróżne wykonane z pustych skrzyń transportowych.
Tatusiu, jakaś ekipa opróżnia strych
Z takimi to właśnie niejednokrotnie wracali do Polski po zakończeniu wojny żołnierze 2. Korpusu Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.
Pierwszy z kufrów był zamykany na zachowany jeszcze, choć już bez klucza, zamek. Rączkę kufra owinięto – dla wygodniejszego noszenia – wojskowym brezentem. Widoczne ślady po lakowanych na drewnie pieczęciach świadczą do dzisiaj o jego podróżach. Dla zwiększenia jego trwałości pod jego podstawą nabito metalowe stopki. Na drugim z kufrów zachowały się jeszcze dobrze napisy: ,,Stow Away From Boilers”, ,,Rot 96.. Gat …”, 37059 EFI ELBO” i inne. Kufer ten był niegdyś zamykany na kłódkę. Do noszenia służyły dwa brezentowe uchwyty. Wnętrze wyklejono papierem, a zewnętrzne boki obito metalową obejmą.
Z rozmowy ze Stanisławem Szymajdą dowiedziałem się, że cztery, a może już pięć lat temu zadzwoniła do niego córka: ,,Tatusiu, w domu przy ulicy Liczmańskiego w Gdańsku Oliwie jakaś ekipa pracowników opróżnia stary strych. Może do remontu. Wśród wystawionych na śmietnik rzeczy są dwie stare skrzynie z jakimiś rzeczami. Lubisz starocie, to może i te cię zainteresują”. Poinformowany w ten sposób ojciec pojechał i zabrał skrzynie. Uznał, że poosiadają wartość historyczną i szkoda, żeby zostały wyrzucone. Wtedy nie wiedział jeszcze, co z nimi zrobi. Schował je w swojej piwnicy i tak przetrwały parę kolejnych lat, gdy dojrzała decyzja o ich przekazaniu dla Muzeum.
Właścicielem – płk Wiktor Stoczkowski
Przyjęte protokołem skrzynie i ich zawartość zostały przewiezione do Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. W lipcu przyszła kolej na ich szczegółową analizę. Przedmioty zostały pogrupowane i powiązane ze sobą logicznie. Wśród przysłowiowych perełek znalazła się grupa pamiątek wskazująca na to, że przed laty ich właścicielem mogła być nietuzinkowa osoba – płk Wiktor Stoczkowski. Przedwojenny polski oficer, żołnierz Kampanii Wrześniowej 1939 r., który po dostaniu się do niewoli był internowany. Wraz z grupą innych polskich oficerów w dniu 9 października 1940 r. został przewieziony z Obozu Kozielsk II do Moskwy i umieszczony w więzieniu NKWD na Butarykach, gdzie polscy oficerowie byli nakłaniani do tworzenia wojska polskiego w służbie sowieckiej. Został uwolniony z grupą oficerów tworzących Armię Gen. Władysława Andersa. Od 4 kwietnia 1943 r. był zastępcą dowódcy 5. Wileńskiej Brygady Piechoty. Był ranny pod Monte Cassino. Od jesieni 1944 r. pełnił służbę dowódcy 4. Wołyńskiej Brygady Piechoty. To oczywiście tylko garść informacji o nim, ale i te wystarczyły, by docenić wartość pozyskanych przedmiotów.
Wiodącym dowodem stał się nieśmiertelnik – kompletny i informujący, że należał właśnie do Wiktora Stoczkowskiego – ur. 25 sierpnia 1898 r., będącego wyznania rzymsko – katolickiego i służącego w Armii Polskiej.
Pagony, guziki z orłem w koronie, rogatywka
Do niezmiernie cennych, choć bardzo już zniszczonych, należą nakładki na pagony mundurowe. Dwie z nich są szczególnie ciekawe, mogły powstać w pierwszym okresie tworzenia Armii gen. Władysława Andersa. Tzw. belki wykonano ze zwykłej blachy, użyto również dwóch rodzajów gwiazdek z sowieckich sortów mundurowych. Inne nakładki przypominają o przedwojennej służbie i późniejszej w szeregach 2. Korpusu Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. O tej ostatniej świadczą również dwa guziki z orłem w koronie używane do płaszcza mundurowego. Wśród sortów mundurowych należy jeszcze wymienić rogatywkę. W jej wnętrzu widoczna jest jej data produkcji – 1942 r. i oznaczenie producenta Silberston & Sons. Do tzw. sztuki okopowej można z kolei zaliczyć znaleziony w jednej ze skrzyń fragment bransolety wykonanej z przedwojennych polskich monet.
Wśród innych zagadkowych przedmiotów znalezionych w skrzyniach znajduje się kilka, które mogą wskazywać, że z biegiem czasu , znalazły się tu być może przedmioty należące do innego mężczyzny. Wskazują na jego związki ze służbą na morzu. Wśród nich zwraca uwagę przede wszystkim pieczęć ze statku s/s ,,Lida”. Treść pieczęci: ,,Polsko – Brytyjskie Towarzystwo Okrętowe // Polish Britisch Teamship CO LTD // S/S LIDA”. Być może z tej to też jednostki pochodzi znaleziony tu bloczek do liny, jakich używa się na statkach.
Drewnicowiec s/s ,,Lida” – statek szczęśliwy
Drewnicowiec s/s ,,Lida” pozostaje w cieniu wielu innych wspaniałych historii polskich statków i okrętów w czasie II Wojny Światowej. Karty jego dziejów są jednak nie mniej ciekawe i warto przypomnieć kilka z nich. Zalicza się go nie bez przyczyny, do statków szczęśliwych. Warto przypomnieć, że przydział na statek ,,szczęśliwy” lub ,,pechowy” miał znaczenie dla marynarzy nie tylko w czasie wojny. Statek ten został zwodowany w 1938 r. Była to wówczas nowoczesna jednostka pływająca przystosowana do przewozu drewna. Miała pojemność 1568 BRT / 790 NRT i nośność 2110 ton. Przy jej długości 77,1 m i szerokości 11,8 m mogła płynąć z prędkością 10 węzłów. Napędzana była dwu prężną 2 -cylindrową maszyną parową systemu Lentza o mocy 1100 KM. Jej armatorem było Polsko-Brytyjskie Towarzystwo Okrętowe S.A. „Polbryt”, z siedzibą w Gdyni, które to zleciło budowę statku stoczni Swan, Hunter&Wigham Richardson w Newcastle – on – Tyne. Przed wybuchem wojny cumował niejednokrotnie w Gdyni.
Jak już wspomniano był zaliczany do szczęśliwych statków i potwierdza to zdarzenie z 20 stycznia 1941 r., kiedy to został trafiony niemiecką bombą lotniczą w jedną z ładowni.
Ucieczka pod dowództwem kpt. ż. w. Jerzego Święchowskiego
Bomba ześlizgnęła się za burtę, gdzie eksplodowała, a powstałe – skutkiem wybuchu – uszkodzenia, należały do niewielkich. Do szczęśliwych też należy zaliczyć jego ucieczkę z Casablanki w dniu 4 sierpnia 1940 r., gdzie statek przebywał aresztowany przez kolaborujących z nazistowskimi Niemcami Francuzów z ówczesnej Francuskiej Afryki Zachodniej. Na krótko przed ucieczką załoga podjęła też, nieudaną niestety próbę wywiezienia grupy miejscowych Żydów do Ameryki. Zamiar ten udaremnili Niemcy, którzy przejęli w tych dniach faktyczną władzę w Casablance. Załoga była zmuszona ratować siebie i statek. Pełna napięcia ucieczka statku pod dowództwem kpt. ż. w. Jerzego Święchowskiego trwała cztery doby. 8 sierpnia 1940 r. statek dotarł szczęśliwie do Ponta Delgada na Wyspach Azorskich.
S/s ,,Lida” wykonał wiele kolejnych rejsów i przetrwał wojnę, by 6 sierpnia 1946 r. powrócić szczęśliwie do Gdyni. W 1950 r. został przejęty przez Polską Żeglugę Morską w Szczecinie i zmieniono jego nazwę na ,,Gliwice”.
Dotrzeć do mieszkańców domu, rodziny byłych właścicieli pamiątek
Pod nowym właścicielem wykonał ponad czterysta rejsów. W ostatnich latach swojej służby pełnił rolę pływającego magazynu, by ostatecznie w 1973 r. zakończyć swój morski żywot. Pewnie niewiele zostało już po nim pamiątek, tym bardziej cenne pozostają odnalezione przedmioty.
Wśród znalezionych w skrzyniach pamiątek było oczywiście wiele innych mniej lub bardziej ważnych już historycznie przedmiotów. Wymienić można chociażby: maszynkę do ręcznego wyrobu papierosów z połowy XX w. marki Marque&Modele Dêposês ,,Pratica” E.D. Paris (wytwórnia działała we Francji od 1930 r.), brytyjskie mapy hydrograficzne z 1947 r. Bałtyku Zachodniego i Zatoki Gdańskiej, 2. Pfennige Danzig (moneta z okresu Wolnego Miasta Gdańska z 1926 r.), szwedzką maszynkę do ostrzenia żyletek Simens Sirana i pełne opakowanie zapałek okrętowych – tzw. szturmówek: ,,Ship Lifeboat Matches” marki Bryant&May / Aproved By MOFT&CA z 1965 r.
Przy przyjętych w darze przedmiotach nie było żadnych zdjęć i dokumentów. Ich wartość historyczna jest jednak zbyt duża, aby na tym poprzestać. Postanowiłem podążyć tropem, dotrzeć do mieszkańców domu, a może i rodziny byłych właścicieli pamiątek. Będę szukał dalej i wierzę, że może znajdą się też Czytelnicy, którzy mi w tym pomogą. Wszak w kilku innych zagadkowych sprawach miało już to miejsce. Ciąg dalszy musi nastąpić.
Waldemar Kowalski
Zdjęcia: Z arch. Muzeum II Wojny Światowej